Gadki szmatki: Bajki ubezpieczeniowe – część 1

Gadki szmatki: Bajki ubezpieczeniowe – część 1
16 sierpnia
13:09 2015

Bajki nie tylko ubezpieczeniowe, czyli opowiastki mądre, głupie i takie sobie, o przypadkach z życia szewca J. Drepka, ku przestrodze i nauce dla innych spisane.

Dzień dobry Państwu. Nazywam się Marian Bułecki. Jestem agentem ubezpieczeniowym. Agent ubezpieczeniowy i bajki? To niebezpieczne skojarzenie!

Nie, proszę się nie obawiać. Nie będę Państwu opowiadał o tym, że trzeba się koniecznie ubezpieczać i to najlepiej za moim pośrednictwem. Nie mam też zamiaru zanudzać szczegółami nt. konkretnych polis i podawać rozliczne przykłady na to, że moja oferta ubezpieczeniowa jest najlepsza w …. „byłym Układzie Warszawskim”. Nic z tych rzeczy. Lubię bajki, a Wy Drodzy Państwo?

Jeśli tak, to zapraszam do wysłuchania kilku niby bajek, niby opowiastek. Mam nadzieję że morały jakie są w nich ukryte na coś się Państwu przydadzą.  Oto pierwsza z nich:

Dawno, dawno temu, w starożytnym królestwie Bahati mieszkał szewc niejaki Jan Drepek. Jako młode pacholę zagubił się gdzieś w przygranicznej kniei. Głodnego i wycieńczonego znalazł  królewski gajowy, zaopiekował się nim i od tej pory jako przybrany syn mieszkał  z nim w pobliżu królewskiego dworu. Z czasem, po skończeniu szkoły elementarnej gajowy oddał go do tzw. terminu na naukę do jednego z najlepszych szewców w okolicy. W ten oto sposób mały Jaś – znajda wrósł w miejscową społeczność, a później pod nazwiskiem swego opiekuna stał się znanym i szanowanym członkiem tamtejszej społeczności.

Bahati była szczęśliwą krainą, tak szczęśliwą że zarówno sąsiednie kraje oraz te bardziej odległe, nie tak szczęśliwe, zazdrościły jej praktycznie wszystkiego; mądrego i dobrego króla, wynalazców i uczonych piszących mądre, a zarazem krótkie, traktaty, pisane niezwykle prostym i zrozumiałym językiem, tak że nawet zwykły kmieć po ich przeczytaniu wiedział co autor miał na myśli ( niżej podpisany tak nie potrafi).

Zazdrościli też rozkwitu handlu i rzemiosła, znakomitych dróg, bogactwa jakie kryły się w ziemi, pięknych kobiet, krajobrazów, miast, świetnie wyszkolonych i walecznych wojowników i wielu, wielu innych rzeczy których tu wymienić nie sposób.

Wszyscy żyli spokojnie, w symbiozie z naturą, odżywiali się zdrowo, więc nawet średnia długość życia w  Bahati była znacznie wyższa niż u sąsiadów (wyższa także od średniej wyliczonej przez nasz ZUS, ale ku zaskoczeniu zagranicznych, w tym i naszych analityków, odwrotnie niż u nas  składki na ubezpieczenie były tam niższe!).

 Zazdroszczono też tego, że w zasadzie rzadko zdarzało się że ktoś kogoś napadł, obił, okradł, oszukał i uniknął kary, bo i sądy tu nie tylko sprawiedliwe ale także rychliwe, takoż miejscowi firtelnicy, gdzie indziej policjantami zwani, niezwykle skuteczni tam bywali. Wszelkie plagi i żywioły niszczycielskie jakoś rzadko nawiedzały tą krainę.  Wszyscy obywatele tego królestwa szanowali swego władcę i mieli bezgraniczne wręcz zaufanie do Niego, urzędów królestwa i urzędników. Wiedzieli bowiem, że w razie jakiegoś nieszczęścia król i jego urzędnicy nie pozostawią ich na pastwę losu. Jednego tylko nie mieli; firm ubezpieczeniowych ale tego innym nie zazdrościli, mimo że słyszeli o takowych od przyjezdnych kupców i dygnitarzy z innych królestw. Nie zawracali sobie jednak tym głowy, bo skoro król i jego urzędnicy.. .

Jan Drepek słynął z tego, że wyrabiał w swoim warsztacie świetnej jakości buty, w szerokim asortymencie, praktycznie dla każdego. Można więc było nabyć u niego proste ale dobrej jakości obuwie dla kmieci, kowali czy praczek, na straganach w miastach dostępne były gustowne, w różnych kolorach i fasonach ciżemki dla mieszczek,  znaleźć można było także coś dla dostojnych rajców. Jego renoma rosła, więc i dwór królewski, ba nawet sam król Nzuri XIV, zwany Wielkim (bo miał nie tylko posturę olbrzymią) chętnie chadzał w jego obuwiu.

Po paru latach stał się Oficjalnym i Licencjonowanym Dostawcą Obuwia na Dwór Królewski ( w skrócie: OiLDOnaDK – może spotkaliście już znak z taką nazwą? W razie czego polecam).

Powstawało coraz więcej warsztatów szewskich, które pod tym szyldem wypuszczało na rynek coraz więcej  wyrobów. Sława J. Drepka (mierzona także wielkością konta bankowego) rosła nie tylko w Bahati, bo coraz częściej zagraniczne delegacje przybywające z oficjalnymi wizytami do króla kupowało jego wyroby lub dostawało je w prezencie.

W życiu prywatnym też mu się poszczęściło. Ożenił się z piękną i mądrą córką burmistrza stołecznego grodu, byłą Miss Bahati, która jak przystało na kochającą żonę, wkrótce wydała na świat trójkę dorodnych dzieci.  Wprawdzie pewna złośliwa i zupełnie nie prawdziwa, bo rozgłaszana przez zagraniczną, wredną konkurencję, plotka głosiła że jeden z synów Imć Drepka dziwnym trafem łudząco jest podobny do króla Nzuriego, który, jak wiecie, nie bez powodu zwany był Wielkim, więc budził powszechny aplauz u płci pięknej ale nie dawajcie wiary w to wszystko co zazdrośni mieszkańcy innych krain plotą. Wszak muszą sobie jakoś poprawić samopoczucie i usprawiedliwić się przed sobą, że im się gorzej wiedzie.

Tu przerywamy naszą opowieść. Ciąg dalszy niewątpliwie nastąpi.

Jeśli Ty Drogi Czytelniku uważasz że ten opis pasuje do Ciebie i krainy w której mieszkasz i pracujesz, to „pozytywnie Ci tego zazdroszczę” i życzę, aby Twoje chwile szczęśliwe trwały wiecznie. Nie musisz czekać na kolejne odcinki, bo nic ciekawego dla Ciebie nie mam do opowiedzenia. Omijaj z daleka moja agencję, bo może przez przypadek i nieuwagę dasz się namówić na jakieś ubezpieczenie. Po co? Przecież szkoda pieniędzy.

Jeśli jednak masz co do tego pewne wątpliwości, to zapraszam Cię do czytania kolejnych odcinków, a w między czasie może byś jednak wpadł do mojej agencji porozmawiać o tym, jak zabezpieczyć się chociażby częściowo od ryzyk których istnienie już dostrzegasz?  Może napiszesz do mnie mail lub zadzwonisz?

I jeszcze jedno; nie licz na to, że nie odpiszę. Na razie.