W królestwie Bahati od czasów przedstawionych w pierwszym odcinku wiele się zmieniło. To starożytne królestwo, przez stulecia szczęśliwe, chciało być szczęśliwe nadal. Czasy jednak bezwarunkowej szczęśliwości minęły, więc jakiś czas temu tam również obywatele pomyśleli o tym jak zapewnić sobie chociażby częściowo jakieś poczucie bezpieczeństwa. Od dawna znam potomków szlachetnego Busury i Imć Drepka, takoż innych bohaterów tej niby bajki. To właśnie od nich usłyszałem historie wcześniej opowiedziane, które nieco przysposobiłem do współczesnych realiów i potrzeb. W królestwie Bahati bywam kilka razy w roku. Czasami dłużej tam zabawiam, zatrzymując się u jednego z potomków szefa królewskich doradców czcigodnego Busury Wielewiedzącego, pana profesora Busury IV Wielewiedzącego Juniora, piastującego obecnie urząd prezesa tamtejszej Akademii Nauk. Okazja skorzystania z jego zasobnej biblioteki i posłuchania wykładów na założonej przez jego wielce zasłużonego przodka Królewskiej Akademii Sztuki Asekuracji KASA, to pokusa przed którą trudno mi się oprzeć. Ta czcigodna uczelnia znana jest także za granicami królestwa. Zaledwie kilka miesięcy temu, tuż przed Wielkanocą, wróciłem właśnie z Bahati. Nie ukrywam że jednym z celów podróży do Bahati była chęć sprawienia, niepowtarzalnych, świątecznych prezentów rodzinie i przyjaciołom. Pamiętacie zapewnie słynną manufakturę obuwniczą OiLDOnaDK, założoną przed wiekami przez Imć Jana Drepka. Nadal istnieje. Obecny szef – praprapra (no może starczy…) wnuk założyciela Jan Drepek V Stiefelski rozbudował firmę odziedziczoną po przodkach. Teraz to jest duży holding, który produkuje i dystrybuuje nie tylko obuwie i galanterię skórzaną ale również artykuły odzieżowe, maszyny dziewiarskie, biżuterię, sprzęt gospodarstwa domowego, elektronikę, narzędzia i wiele innych wyrobów. W skład tego przedsiębiorstwa wchodzi też duża firma logistyczno-transportowa. Przedsiębiorstwo to, mając na uwadze trudności z zapamiętaniem starej nazwy, zwłaszcza w krajach ościennych, uprościło ją i obecnie OiLDOnaDK to OLDONAX – naprawdę warto rozglądać się za wyrobami sygnowanymi tą marką. Pamiętacie Kowala? Jego prapra… wnuk Onufry Kalejs obecnie jest właścicielem dużego gospodarstwa rolnego, przetwórni rolno-spożywczej i niewielkiej sieci sklepów, w których sprzedaje zarówno swoje, jak i wyroby OLDONAX-u właśnie.
Jedynie niejaki Mizigo Alfons niczego się nie dorobił ale jak pamiętacie miast pracować wolał w karczmie u Jankiela siwuchę tudzież piwo pociągać. Jego dzieci jednak, miarkując sprawki swego ojca, a dobry przykład ze swej matki biorąc, wyszły jednak na ludzi. Najmłodsza córka, po skończeniu szkoły elementarnej rozpoczęła pracę jako pomoc domowa, potem jako sekretarka w biurze Busury. Tam poznała jednego z jego uczniów. Młodzi pobrali się, a ich dzieci i wnuki dobre szkoły ukończywszy zrobiły karierę a to w dyplomacji, a to w branży turystycznej, a to w królewskiej administracji. Bracia jej również wyszli na ludzi. Początkowo wozili w beczkach wodę jak ich ojciec. Uległszy jednak namowom szwagra, zaocznie szkoły pokończywszy, wkrótce firmę założyli, która nie tylko wodę rozprowadzała ale również uprzątała śmieci. Ich dzieci i wnuki rozkręcili rodzinny biznes i obecnie to dość duże i znane w Bahati przedsiębiorstwo które zajmuje się przetwórstwem odpadów komunalnych, administruje wodociągami miejskimi w stolicy, a kilka lat temu zainwestowało w elektrownie wiatrowe i inne źródła energii odnawialnej. Jak do tego doszło, a raczej jak to się zaczęło zaraz opowiem.
Oj, wiele się w starożytnym królestwie Bahati zmieniło. Obecny władca tego królestwa Nzuri XXI odziedziczył tron gdy rola króla uległa ograniczeniu. Krajem rządzi parlament wybierany w powszechnych wyborach i rząd na czele z Kanclerzem Wielkim Koronnym ale członkowie rządu i kandydat na kanclerza ślubowanie przed objęciem urzędu składają przed majestatem królewskim i od niego nominacje odbierają.
Prezenty dla moich bliskich przywiozłem, a dla Państwa Drodzy Czytelnicy przygotowałem kolejną opowiastkę o naszych bohaterach. Oczywiście działo się to bardzo dawno temu. Oto ona.
W poprzednich odcinkach pisałem o niejakim Mizigo Alfonsie, któren to często w karczmie u Jankiela przesiadywał i sporo grosza regularnie, od dawna tam zostawiał. Jak doszło do tego, że Mizigo na starość pomiarkował, przez co i jego rodzinie lepsze widoki na przyszłość się ukazały, teraz tu opowiem. Gwoli sprawiedliwości uznać trzeba że to nie woziwoda Alfons sam tą przemianę zapoczątkował, jeno jego nadobna małżonka i córka się do niej przyczyniły. Atoż prawdą jest też że Mizigo zmitygował się i starań niewiast nie zepsował.
Takoż pewnego dnia Mizigo siedział w karczmie nad dzbanem piwa i co raz to wąsy sumiaste w nim umoczywszy, a tęgi łyk pociągnąwszy, rozmyślał nad swoją dolą i niedolą, mamrocząc pod nosem: „Cały dzień haruję, marny grosz za to mam, a poszanowania u ludzi tyle co kot napłakał. A dyć krzepę mam, a i rozumu by niejeden mógł mi pozazdrościć i co z tego? Bida jeno i bida, tylko tu u Jankiela poważanie jako takie mam i nikt mnie tu póki co od stołu nie odgania. Dopiero com miał dobry zarobek u Drepka a tu czart jakowyś za kołnierzem się usadowiwszy podszepty czynił i robotę jam utracił”.
Nie zauważył Mizigo, że przy sąsiednim stole przysiadł się pewien młody jegomość. W ciemnoszary, bez zbędnych ozdób surdut i deliję przyodzian, nie rzucał się nikomu w oczy. Właśnie posiłek skończywszy szklanicą wina się raczył, gazetę czytając. Słyszał on narzekania Mizigo. Wtem takie oto słowa do niego skierował.
– Na razie nie odgania, ale jak długo? Słyszę że rozum masz Waść całkiem tęgi ale miast niego używać smętki swoje w piwie moczysz, przez co nie używając na zmarnowanie go skazujesz. A może już dawno rozum swój zatraciłeś skoro tylko tyle robisz, że ostatni grosz na piwo wydając użalasz się nad sobą?
– Wciórności- zakrzyknął zniecierpliwiony Mizigo. Co się acan moich ekspensów czepiasz i o moim rozumie gabasz? Mój ci on, nie twój! Widać żeś młody i mleko pod dziobem ci jeszcze nie obeschło. Przymówek takowych nie zdzierżam, więc miarkuj Waść, bym go tym garncem po łepetynie nie potraktował!
– Prze Bóg mój panie, miejże obaczenie, wszak ni pożartków jakowyś, ni przekazywać wedle twoich smętków nie zamierzam. Jeno frasunek twój widząc pomyślałem sobie co by może jakaś rada na nie była.
– A Waść importun, kaznodzieja jakowyś, co by nic ino pouczał i radami na prawo i lewo szastał? Myśli Wasze co mi tymi radami jako trzos łepetynę napełnisz, to mi od razu w kufrze grosza przybędzie? Jakom rzekł, młodyś jeszcze i życia nie znasz!
– Nie po wieku mądrego od głupiego odróżnić można. Przybędzie albo i nie, to od Waści zależy. Jak onegdaj mawiali z pustego to i sam Salomon nie napełni – odrzekł ów jegomość. Widzę jakowo, że nie tylko że nie napełniasz ale opróżniasz ciągle.
– A opróżniam jak mam, jak nie mam to nie opróżniam – odpowiedział poirytowany Mizigo. Moje opróżniam, nic Waści do tego, zakrzyknął, aż wszyscy w karczmie zacichli, bo znali krewki charakter Mizigo.
– Prawda to, nie moje jeno Wasze, jako i smętki któremi tu gości tej gospody Acan bez pomiarkowania raczysz, aż słuchać hadko. A co mi tam, smętki nie moje przecież, puściwszy je mimo uszy swoimi sprawami zająć się mógłbym, a tak radę tudzież pomoc chcę Waści ofiarować. Nie potrzebna Ci, to się na bok usunę.
– Wybacz Waść ale czasem zgryzotami rozum powalon, odchodzi. Radę jeśli dobra przyjmę a pomoc … cóż Waść chcesz za to, wszak za darmo to nawet w łeb nie walą, ino cosik zawsze zabiorą, a u mnie nic nie ma.
– Dobre uczynki darmo czynione w dwójnasób wracają, przeto nic ja od Waści nie chcę. Słyszę ci ja że wodę Mości Alfonsie ludziom dowozisz i w ten oto sposób na życie zarabiasz. Próbowałeś Acan nie tylko wodę ludziom dowozić?
– Ano próbowałem różne frukta sprzedawać ale nie szło, bo to wiecie Panie na wózek za dużo towaru się nie zmieści, na plecy takoż mało, a i nadźwigać się trzeba. Ludzie teraz wolą na targ albo do składu takiego jak Imć Drepek ma, pójść i tam kupować, bo i wybór większy mają, i przez czeladników jego tam jak basze traktowani są.
– Imć Drepek też od prostego warsztatu poczynał, jeno rozum i sprawność w rękach mając – rzekł ów jegomość. Znam ci ja Imć Drepka, wszak to dobry mojego dobrodzieja i chlebodawcy Szlachetnego Busury przyjaciel. Przeto wiem co mówię. Pozwól Wasze, jam Kazimierz Talentiusz – prokurent Pana Busury, a takoż powiernik, doradca i przyjaciel szlachetnego Jana Drepka.
– Wielki to dla mnie honor – rzekł zmieszany nieco Mizigo, wstając od stołu i ukłon czyniąc. Wybacz Waść moją nieobyczajność, ale prosty ze mnie człek i nie zawsze politycznie poczynam i gadam.
– Nic to, prawdziwa cnota na uczynkach stoi. Poczciwość, pracowitość, a nawet mądrość nie tylko przez urodzenie są dane. Wiele to wysoko urodzonych politycznie gada i poczyna, jeno by interes ubić, a to karierę zrobić, adwersarza pohańbić, sąsiada pognębić, a jak cnocie ich się z bliska przyjrzeć, to uwierz Acan, warta tyle jeno, że i na ten wasz dzban piwa by nie starczyło, a tuszę że Waść pośledni, a nie królewski napitek spożywasz.
– Ano jeno na taki stać mnie, a i to nie zawsze. Powiadają co bisurman ze mnie tęgi. Prawda to ale grosza całego u Jankiela nie ostawiam, bo żonę i dzieci mam. Kształcić by ich trzeba, jeno za co? To z tych smętków i z tego że rozum mój na niewiele się przydaje do doli odmienia, piję. Jako żywo prawda też i taka, że bez kufla trudno dzionek zakończyć, tak to w krew weszło…. Zali to jutro dwie niedziele miną jak z tego powodu dobry zarobek u Jegomości Drepka utraciłem, zasępił się Mizigo. Że też Waść znając mnie tu ze mną gadasz ?
– Nie przypadkiem jam do karczmy Jankiela zajrzał. Ludzie powiadają, że jeno tu Waści najchybniej z wieczora spotkać można. Drugi już wieczór tu przesiadywam, by na ciebie mój panie Mizigo trafić.
– Za cóż to – zdumiał się Mizigo. Prawda, szkód ja panu Drepkowi przysposobiłem wiele ale rzekłem że straty wynagrodzę jak tylko zarobek jakowyś się trafi.
– Tylko że jakoś trafić się nie może – odrzekł Talentiusz. Ciesz się Waść że Pan Drepek nie z tych co z byle powodu po trybunałach się wodzą. Wtedy to prędzej firtelnicy niż ja ciebie by tu naszli. To właśnie od mojego dobrodzieja Busury i Drepka usłyszał ja że i rozum i krzepę Mizigo ma, robotny jest tak, że jak się zaweźmie to i w dwójnasób zrobi prędzej niż inni. Jeno charakter słaby ma i zbytnio pokusom ucha daje. Takoż Wasza córka, której matka uprosiwszy szlachetnego Busurę by pracę jakową jej dał, więc w kancelarii mojego chlebodawcy od kilku niedziel pracuje i dalsze nauki zdobywa, upraszała się za Wami. Zacna ta Wasza Małgorzata jest i cnotliwa. Zaszłem do Waści pogadać jako ich emisariusz.
Mówiąc te słowa pan Kazimierz Talentiusz zmieszał się nieco. Widać było że urodę tudzież inne cnoty Małgorzaty doceniał, a i być może potajemnie cholewki smalił do niej. Spostrzegł to Mizigo, wszak chłop był nie głupi i rzekł.
– Matka ją dobrze wychowała. Z ubogiego domu się wywodzi ale jak który jej nie uszanuje, to nie tylko z jej braćmi ale i ze mną do czynienia mieć będzie! Mówiąc to Mizigo spod zmrużonych powiek zimnym wzrokiem na swego rozmówcę łypnął i pięści zacisnął.
– Prze Bóg, zakrzyknął lekko wystraszony Kazimierz, ja, wszyscy skrybowie, czeladnicy, ba nawet Szlachetny Busura pannę Małgorzatę szanujemy, lubimy i ukrzywdzić nie damy!
– Tom spokojniejszy – pojednawczym tonem odrzekł Mizigo.
– Zważywszy na to sprawę do Waści mam, rzekł Talentiusz. Jak Waść staranie duże uczynisz, to i dług honorowy spłacisz, rodzinę sowicie zaopatrzysz, a i na starość dla siebie i nadobnej małżonki odłożysz.
– A dyć stary już jestem i szkół nie ukończyłem, przeto nie podołam… .
– Od Panny Małgorzaty wiem, że rezolutność u Waści wielka. Jak siwuchy za często nie pociągasz, to jak zechcesz radę dać możesz. Zechcesz li Waść spróbować?
– Pal licho, stracić nie stracę, popróbować można.
– To miarkuj Waść, że do Jankiela jeno z rzadka zachodzić możesz, od święta. Wydołasz?
– Wydołam, jak muszę.
– Zatem jutro o świtaniu u zarządcy królewskich stajni i wozowni się stawisz. On ci nową liberię da i powie co dalej uczynić musisz. A syna swego starszego weź, bo i dla niego szlachetny Busura coś obmyślił. Teraz do domostwa swego idź, ogarnij się i opowiedz żonie co się wydarzyło.
Mówiąc te słowa Talentiusz wstał od stoła i gest pożegnania czyniąc oddalił się zostawiając zdumionego Mizigo nad niedopitym piwem… .
Długo by opowiadać o tem jak to Mizigo nie zawsze obietnicom w karczmie poczynionym radę dawał, jak potem kajał się i wstydem oblewał. Gwoli sprawiedliwości przyznać jednako trzeba że długi pospłacał, a dzięki pracowitości i nauce dzieci jego na ludzi wyszły i karierę zrobiły. On zaś wnuki niańcząc cieszył się że na starość kąt ma i opiekę lepszą niż mógł sam sobie zapewnić nadal wożąc wodę i u Jankiela w karczmie piwem się racząc.
Zapytasz się Drogi Czytelniku a po cóż ta przypowieść skoro w niej o ubezpieczeniach słowa ani jednego znaleźć nie można? Ano nie można, to prawda. Taka sama prawda jak i ta, że na wszystko jest czas właściwy, także na pomyślenie o ubezpieczeniach. Jeśli Szlachetny Czytelniku ten czas sposobny przegapisz, to jak Mizigo; wszystkiego na nowo odkręcić nie zawsze zdołasz. Co najwyżej skutki swej niefrasobliwości złagodzić, przy łaskawych wyrokach Opatrzności, możesz