Uruchom swoją wyobraźnię cz. II

Uruchom swoją wyobraźnię cz. II
22 maja
10:34 2016

Część druga, czyli;

zastanawiamy się czy na pewno rozumiemy co to są ubezpieczenia i dlaczego zrozumienie ich istoty jest takie ważne.

Nie wdając się w teoretyczne rozważania, o ubezpieczeniach można mówić jako o obietnicach wsparcia, zadośćuczynienia, pokrycia strat i innych kosztów związanych z konsekwencjami jakiegoś zdarzenia losowego lub innego zdarzenia ubezpieczeniowego. Tylko obietnice? Jeśli by tak było, to po co płacić za obietnice, skoro mamy ich mnóstwo na co dzień i to za darmo?

Tak, na etapie ofert są to tylko obietnice ale takie, za których realizację obiecujący, czyli ubezpieczyciel określił wstępnie jakąś cenę i inne warunki ich realizacji. Z chwilą gdy podpisujemy umowę ubezpieczenia (polisę), obietnica przekształca się w rodzaj zobowiązania tego ubezpieczyciela ale na zasadach zaakceptowanej wcześniej przez nas oferty. Warto zauważyć, że tu nie chodzi tylko o akceptację ceny. Ogólne warunki ubezpieczenia (o.w.u.) – baza dla tych obietnic, później zobowiązań, określają między innymi powinności obu, a nie tylko jednej ze stron tej umowy –  warto sprawdzić je oraz inne przesłanki ich wykonania. Innymi słowy coś za coś. Są one niczym innym jak zapisem wszelkich regulacji związanych z umową ubezpieczenia (a wcześniej oferty), więc stanowią jej integralną część, o czym często nie pamiętamy lub ignorujemy ze szkodą dla samych siebie. Niestety zbyt często zawieramy umowę nie będąc w pełni świadomi co podpisujemy.

Wiem, wiem, trudno nakłonić siebie do czytania tak nieprzyjaznych tekstów jak warunki umowy ubezpieczenia, zwłaszcza że na ogół są one tak edytowane, że sam ich widok odstrasza. Sam przymiotnik „ogólne” w nazwie ma tu też swą specjalną wymowę. Do tego specyficzna terminologia, język, wieloznaczność sformułowań. Pisałem wcześniej tu na blogu, że konkretne terminy nie zawsze wszędzie oznaczają to samo, ba bywają złudne, bo sugerują czasem zawartość inną niż się spodziewamy.

Bez problemu znajdziemy wystarczająco dużo powodów by tego nie robić. Postawię w tym miejscu tezę być może nieoczekiwaną; zmuszanie się do czytania ogólnych warunków ubezpieczenia, z perspektywy klienta tylko po to, by z grubsza poznać ofertę nie ma sensu, na tym etapie zakupu. Zdecydowanie większy sens ma stawianie właściwych pytań kompetentnym doradcom, a wcześniej samemu sobie.

Powinniśmy zapoznawać się z o.w.u. później ale przed podpisaniem umowy po to, by znaleźć samemu lub prosić o wskazanie konkretnych zapisów jako potwierdzenia składanych nam obietnic.

Z tym potwierdzeniem bywa czasem kłopot. Choćbyśmy  kilka razy czytali o.w.u., to czasami nie znajdziemy wprost sformułowanych zapisów potwierdzających niektóre „obietnice”. Autorzy tych tekstów tłumaczą się, że takie potwierdzenia wynikają z ustaw wyższego rzędu, innych przepisów prawa lub z … „logiki ubezpieczenia”. Może więc warto naciskać ubezpieczycieli aby jednak doprecyzowali zapisy, poprzez sygnalizowanie problemów KNF. Rzecznikowi Finansowemu, Federacji Konsumentów lub domagając się wprost od ubezpieczycieli potwierdzenia tych „obietnic”.

Każda polisa ubezpieczeniowa to rodzaj kontraktu. Zaopatrzony on jest w zapisy nie tylko o tym, że np.: „…podanie niezgodnych z prawdą lub niepełnych informacji może spowodować skutki prawne wynikające  z ogólnych warunków ubezpieczenia, taryfy składek oraz dodatkowo złożonych oświadczeń” ale także taki, że przed zawarciem umowy otrzymaliśmy owe o.w.u. i/lub się z nimi zapoznaliśmy, co potwierdzamy podpisem. Nie ma więc sensu zasłaniać się w razie czego argumentem, że nie wiedzieliśmy co podpisujemy.

Strona oferująca nam umowę na warunkach wcześniej przygotowanej oferty, wpisuje do o.w.u. i później do polisy regulacje, oparte na przepisach obowiązującego prawa, maksymalnie zabezpieczające jej interesy. Po ponad dwudziestu jeden latach praktyki przestało już mnie dziwić, bo się przyzwyczaiłem, dlaczego druga strona umowy albo nie wykazuje wcale, albo przejawia tylko powierzchowne zainteresowanie tym elementem każdej umowy. Odnosi się to także do praw i obowiązków ubezpieczonego które również się tam znajdują, a wynikają także z KC, pakietu ustaw ubezpieczeniowych i innych przepisów prawa. Prawa i obowiązki obu stron umowy to ważna ich część. Jakoś nie przypominam sobie przypadku aby klient, w kontekście powyższych uwarunkowań oceniał inne elementy umowy ubezpieczeniowej. Zawsze kryterium rozstrzygającym były; cena, zakres i wyłączenia w tym zakresie. Większe zainteresowanie tymi elementami odnotowuję dopiero gdy dojdzie do konfliktu między ubezpieczycielem a klientem – o wiele za późno.

 Jest pewien margines, opisany w o.w.u., dopuszczający określony zakres negocjacji klienta z ubezpieczycielem. Musi on być, bo o.w.u. to, jak to wcześniej zaznaczyłem, baza na której budowana jest umowa, a nie zbiór zapisów dedykowanych konkretnemu klientowi, jeśli już to bardziej dedykowany jest określonej społeczności potencjalnie zainteresowanych klientów. To dopiero w czasie negocjacji z pośrednikiem Pan Kowalski dla siebie, a np. Pani Kwiatkowska i Pan Nowak dla siebie, wybierają takie ustawienia tej oferty, które są dla każdego z nich optymalne.  Jeśli te optimum ich nie zadowala, szukają innych propozycji. Problem polega na tym, że niestety, jak to już wzmiankowałem i Pani Kwiatkowska, i Pan Kowalski, a także Pan Nowak i wielu innych często bywają orędownikami innej strategii dobierania umów ubezpieczenia; zaczynają od ceny, zatrzymują się  „na chwilę” nad  rodzajami zagrożeń, sumami ubezpieczenia, czasami sposobami realizacji świadczeń, reputacją ZU i … wracają „na dłużej” do ceny. Jeśli w zakresie ceny nic już nie da się osiągnąć, dopiero wtedy szukają innej oferty. Nie zastanawia Państwa to, dlaczego ubezpieczenie np. domu na taką samą sumę w ofercie X, z bardzo szerokim zakresem ochrony jest wyraźnie tańsze od oferty Y z porównywalnym zakresem ochrony? Czy ewentualnie dlatego, że ZU przedkładający nam ofertę Y jest bardziej pazerny i/lub ma wysokie koszty obsługi?

Nie interesując się  zakresem negocjacji w oferowanych produktach ubezpieczeniowych, ich konstrukcją, specyfiką albo żądamy rzeczy niemożliwych, albo narażamy się na porażkę już na starcie ubezpieczenia, dziwiąc się potem że w przypadku szkody polisa zawiodła nasze oczekiwania.

A propos ceny. Nie twierdzę że jest ona mało istotna, wręcz przeciwnie, z tym że nie może ona nam przesłaniać innych wartości oferty. Być może kiedyś skuszę się na napisanie artykułu na temat „mitologii ceny w ubezpieczeniach”. Wszyscy znamy zawołanie klasyka: „Mierz siły na zamiary, nie zamiar podług sił”(Pieśń Filaretów A. Mickiewicz). Większość z nas przeglądając oferty ubezpieczeniowe raczej jest skłonna stosować zasadę „mierzenia zamiaru podług sił” i nie bez słuszności, aczkolwiek zawołanie wieszcza zachęcającego do odwrotnego postępowania nie należy całkowicie odrzucać. Potraktujmy je jako rodzaj sygnalizatora każącego się nam zastanowić czy nie przesadzamy z oceną tych „sił” in plus/in minus i w ich kontekście deprecjacji „zamiarów” i czy je właściwie wykorzystujemy. Oglądając się za siebie patrzmy jednak w przyszłość („zamiar”), tam spodziewajmy się zagrożeń, szacujmy je i racjonalnie mierzmy nasze „siły na zamiary”.

Ubezpieczamy się wszak nie od tego co było ale od tego co może się wydarzyć.

Jakże często nie chcemy pamiętać, że margines zniżek taryfowych i marketingowych jest jakoś określony, w każdym bądź razie na pewno nie przypomina gumy w majtkach , mimo że powszechna walka na rynku o klienta, także ceną, może sugerować że tak jest w istocie. Jeśli nadspodziewanie raptem cena ubezpieczenia spada b. znacząco albo pojawia się oferent oferujący „prawie to samo” ale znacznie taniej, to pamiętajmy; coś za coś. Lepiej to „coś” sprawdzić i przekonać się co to jest to „prawie to samo”!

Zapraszam do przeczytania części trzeciej w której wreszcie przyda się nam wspomniana wcześniej czysta kartka i długopis.